Jak kupić lodówkę i (nie)przepłacić – sklepowa historia

Jak już wspominałem byłem na kupnie nowej lodówki. Piszę w czasie przeszłym, gdyż jestem już sporo po zakupie. Przy okazji, trochę ku przestrodze, trochę dla rozrywki, chciałem się tutaj podzielić pewnym zdarzeniem, którego doświadczyłem w pewnym sklepie. No, cóż, w mądrych bajkach też tkwi pewien morał. Ale nie daj się zwieść, to nie jest bajka, to zdarzyło się naprawdę.

Jak kupić lodówkęRozglądam się po sklepie. Jest – wpadła mi jedna w oko! Lodówka rzecz jasna ;). Parę pytań do sprzedawcy, ale nie potrafi mi udzielić informacji w kwestii transportu.

– Proszę podejść do kolegi – powiada – on panu wyjaśni.

No, dobra, każdy od innej roboty. W końcu podział obowiązków ;).

Podchodzę i pytam. Kurczę, szkoda, że tego nie nagrałem. Nie wiedziałem, jaka gadka mnie czeka. Przekazałbym rozmowę w całej krasie, a tak muszę podać pokrótce wywód pana sprzedawcy w niepełnym wymiarze.

Zatem gość do mnie:

– Transport kosztuje (tu podał kwotę).

I nawet nie wspomniałem o transporcie we własnym zakresie, a on ciągnie dalej:

– Wie pan, my nie bierzemy odpowiedzialności za lodówkę, którą klient przewiezie sobie sam. Jak coś się popsuje czy coś… Jeśli my przywozimy na miejsce wszystko jest ok. Wiemy co i jak…

Ccooo???

Kiedy tak mówił miałem wrażenie, że słucham jakiejś bajki dla potłuczonych.

Czy jakikolwiek sprzęt podlega innym zasadom? Kiedy kupię laptopa czy sokowirówkę, to sprzedawca bierze za nie odpowiedzialność po odejściu od kasy? Czy reklamacja za porozbijane jajka w drodze do domu będzie uwzględniona? Oczywista oczywistość!

Jasne, że może chodzić o specyfikę produktu – że agregat, że gaz… Tylko, że nic, ale to absolutnie nic nie da mi pewności o właściwym dostarczeniu przesyłki także przez sam sklep. Jak mam to sprawdzić? Przecież nie włączę lodówki od razu? A jeśli nie będzie działać, to i tak reklamacja musi być uwzględniona.

Zresztą nie zauważyłem, żeby panowie dostarczający mi chłodziarkę specjalnie się z nią szczypali. W dawniejszych konstrukcjach rzeczywiście trzeba było zwracać uwagę na to, aby nie przechylać jej za bardzo, itp. Teraz wygląda to trochę inaczej.

Wracając do dialogu. Zaczyna mnie straszyć, że trzeba dobrze ustawić lodówkę, aby właściwie działała, i że zrobią to ci sami „specjaliści”, którzy przywiozą sprzęt do domu. Oczywiście za kolejną odpowiednią dopłatą. No, i wniesienie też kosztuje.

W międzyczasie podchodzi do niego klient, z którym miał dokończyć transakcję, więc prosi mnie, żebym zaczekał, by dokończyć rozmowę.

He, he, he. Słuchając tych abstrakcji nie chciałem już kończyć. Ja rozumiem, że wszystko kosztuje, ale czy naprawdę trzeba traktować klienta jak cytrynę, z której wyciska się ostatnie soki?

Morał pierwszy z tej bajki brzmi w tym sposobie: oskubać klienta z kasy o każdej możliwej dobie 🙂

Jak później się okazało i tak kupiłem tę lodówkę. Ale nie u niego. I taniej. Do tego z bezpłatnym transportem z wniesieniem 🙂 Ustawienie należało do mnie.

Drugi właściwy morał jest nie byle jaki: poczekaj nie panikuj, bo będziesz miał braki 🙂

2 komentarze

  1. Genialna obsługa klienta, oby więcej takich!
    Ciekawe czy dostał nagrodę na pracownika miesiąca 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Enter Captcha Here : *

Reload Image